Nieruchomosci-online.pl - Tu zaczyna się dom tu zaczyna się dom

Projektowanie manifestacją jakości. Rozmowa z Robertem Majkutem

Artykuł pochodzi z magazynu „INMAG”

Czytaj pierwszy numer!

Magazyn marketerów rynku pierwotnego INMAG 1/2019 Pobierz numer 1/2019
Dominika Studniak
Komentarze

fot.: materiały prasowe Roberta Majkuta

Design – pojęcie odmieniane obecnie przez wszystkie przypadki. Ale co faktycznie się pod nim kryje? Czy dobrze je rozumiemy? W jakiej jest kondycji? I jak wykorzystać je sensownie w rozwoju swojego biznesu?

Projektowanie na czynniki pierwsze rozkłada dla nas Robert Majkut – jeden z wiodących polskich designerów, znany na świecie ekspert w projektowaniu dla biznesu, właściciel firmy Robert Majkut Design – jednej z najbardziej cenionych firm branży kreatywnej w Polsce.

 

Jakie znaczenie dla biznesu ma obecnie design?

Ten temat jest już dobrze wyjaśniony i nikt nie ma już chyba wątpliwości, że design dla biznesu ma fundamentalne znaczenie tam, gdzie cokolwiek nowego się tworzy lub zmienia się ze starego na nowe. Jeśli pomyśli się o designie jako o kompleksowej, profesjonalnej usłudze wspomagającej rozwój produktu, miejsc, rzeczy, budynków, architektury, od funkcjonalności po jej część stricte wizerunkową czy nawet marketingową, to nikt, kto jest przy zdrowych zmysłach, nie ma co do tego wątpliwości, że design ma znaczenie.

Ale musi to być design realizowany rzeczywiście ze wszystkimi szykanami profesjonalnego postępowania w tym zakresie. Muszę powiedzieć, że tutaj mamy pewne braki, bo nie wykształciły się u nas do końca profesjonalne mechanizmy funkcjonowania na rynku, bardzo dużo jest projektów, które pozorują pewną kreatywność czy rozwiązywanie problemów. Stąd być może to powracające pytanie, czy to ma faktycznie jakieś znaczenie. A ma, jeśli jest to robione dobrze.

Jak więc robić to dobrze? Co jest miarą jakości?

Umówmy się, że nasza świadomość jako projektantów tego, co jest wysoką jakością w projektowaniu czy w rezultatach, które dzięki niemu uzyskujemy, jest inna niż przeciętna. Nasze progi definiujące określone jakości są więc znacznie wyżej, co nie zawsze wiąże się z wyższymi budżetami. Bo nauczyliśmy się budżety racjonalizować, a nie wiecznie je optymalizować. A przywarą naszej szerokości geograficznej jest niestety to, że jeżeli jest budżet do wykorzystania, to trzeba go permanentnie optymalizować, a nie wykorzystać w sposób sensowny. Co jest dużym błędem i dużą szkodą dla realizacji.

Istnieje też pewna słowotwórcza nadpodaż, jeżeli chodzi o opisywanie określonych przedsięwzięć w pełnych superlatywach i zachwalaniu rozwiązań ze zrozumiałych marketingowo względów, czasami jednak ociera się to o groteskę. Kiedy się mówi o apartamentach, a faktycznie chodzi o mieszkania, które mają 30 mkw., albo o wysokiej jakości, a do najbliższego przystanku jest 500 m przez łąki i trawy.

Myślę, że tu nie ma pewnej miary, ale to chyba jest też kwestia benchmarku rynkowego. Bo jeżeli porównujemy swój rynek mieszkań naprawdę wysokojakościowych z rynkiem londyńskim czy rynkiem hongkongskim, to jest przepaść. Jeżeli porównujemy natomiast to lokalnie, osiedle do osiedla, to różnice bywają niewielkie, ale znaczące w tej właśnie skali. Myślę, że na tym polega głównie nieporozumienie w ujęciu tego, co jest miarą jakości w rynku, bo dla nas miarą jest to, co osiągnięto w tej materii i pokazano, w jaki sposób można to robić. Oczywiście, każdy rynek rządzi się swoją własną specyfiką i są z tym związane różne budżety. Mieszkania, które kosztują po 10 mln funtów w Londynie, w Polsce prawdopodobnie by się nie sprzedały, nawet w tej jakości, w której jest to tam proponowane.

Mówimy natomiast o pewnych elementarnych ramach zarysowywania tego, co rzeczywiście jakością jest. Mam wrażenie, że ludzie, którzy operują już na rynkach wysokojakościowych produktów, naprawdę mają globalną świadomość tego, co jest dobre i co jest jakościowe, kiedy próbuje im się więc opowiadać tego typu nadmuchane historie, mają poczucie przesady. Stąd też być może wynika ich nieukontentowanie, jeśli mówimy o najwyższej półce.

Czy jakość jest zatem zależna od dużych pieniędzy? Czy można zapewnić jakość, dysponując mniejszym budżetem?

Jeśli mówimy o średniej półce, to mam wrażenie, że dotykamy problemu, który jest dużo bardziej złożony. A mianowicie konglomeratu wysokich ambicji z niewielkimi budżetami, które próbują ratować sytuację, tworząc pozory wysokiej jakości. I to jest chyba najbardziej widoczny i bolący obraz średniej półki. To, że próbuje się sprzedawać coś, co jest rozwiązaniem ekonomicznym, jako takie, jakby nim nie było. A rynek może mieć przecież swoją własną skalę. Można realizować budownictwo ekonomiczne, czy w ogóle kształtować średnią półkę w sposób absolutnie świadomy, i robić to nawet dobrze projektowo, i dobrze na tym poziomie standardu, ale nie można tego sprzedawać jako rzeczy, którą nie jest. I tutaj mamy chyba takie przesunięcie równoległe, że znacznie wyżej pozycjonujemy rzeczy, które są przeciętne, a nie docenia się tego, co jest na końcu skali. Ale to jest ewolucyjna sytuacja i będzie się to zmieniało wraz z dojrzewaniem rynku, który i tak u nas rozwija się dosyć szybko.

 

Rozwiązania ekonomiczne nie muszą tworzyć pozorów jakości, ale mogą w tej skali jakość reprezentować.

 

A czy ta pewna ignorancja wobec projektowania może wynikać obecnie z tego, że mieszkania sprzedają się na pniu, już na etapie dziury w ziemi? I tak znajdą się na nie chętni?

Różne przechodziliśmy fazy dojrzewania rynku. Mieszania były już sprzedawane na poziomie deklaracji i wizualizacji na stronie internetowej, kiedyś nawet i bez tego. Samo hasło „Luksusowe apartamenty” plus umowa zawierana w gabinecie z dębowymi meblami uwiarygadniały całe przedsięwzięcie. Teraz trzeba się jednak trochę bardziej postarać i myślę, że ten próg wymogów będzie rósł, bo świadomość odbiorców również rośnie i to chyba szybciej.

Ludzie oczekują nie zawsze superluksusowych miejsc, ale oczekują miejsc dobrze zaprojektowanych, poprawnych i funkcjonalnie zorganizowanych, które nie tworzą wartości z ich punktu widzenia zbędnej. Gdzie środki wykorzystywane są na dobre jakościowo budownictwo i wykańczanie pomieszczeń. Coraz częściej zresztą będziemy się spotykali z takimi potrzebami, które wykazują, że klienci nie chcą kupować budynków w stanie deweloperskim. Nie chcą się tym zajmować. Nie chcą martwić się tym, czy zrobią to poprawnie, w jaki sposób to sensownie i rzeczowo skomponować, w jaki sposób ukształtować tę przestrzeń, nie wiedząc, jak to zrobić technicznie. Myślę, że to jest nowy obszar wyzwań przed deweloperami. Ludzie będą oczekiwali, że za dodatkową opłatą te przestrzenie będą dla nich przygotowane w umówionej jakości i dostaną je gotowe. A przynajmniej w zakresie kuchni, łazienki, podłóg, podstawowego wyposażenia. Będą po prostu chcieli kupić nowe mieszkanie, do którego można wnieść meble i mieszkać.

Zresztą to się pokrywa także z tym, że coraz więcej ludzi myśli o tym, żeby mieszkania wynajmować, a nie kupować. A ktoś, kto myśli o długoterminowym wynajmie, absolutnie nie chce mieć problemów natury technicznej z urządzaniem takiego mieszkania. Rynek będzie więc dojrzewał także w tym aspekcie. Coraz więcej będzie przedsięwzięć i budownictwa, które w zupełnie innym miejscu zakończą swoją realizację.

 

Biuro sprzedaży PROFBUD - Robert Majkut Design

Biuro sprzedaży PROFBUD wg projektu Robert Majkut Design, fot. Szymon Polański

 

Czy deweloperzy nie powinni zacząć od siebie? Od początku, czyli od zaprojektowania swoich biur sprzedaży? Jak powinny wyglądać te miejsca?

Na swoim koncie mamy projekt zrealizowany dla jednego z deweloperów. Była to dla nas okazja do przyjrzenia się i zastanowienia nad tym, w jaki sposób w ogóle takie miejsca powinny być kształtowane. Jeżeli wyobrazimy sobie sytuację i uświadomimy, że w miejscu takim jak biuro sprzedaży, ludzie podejmują czasami jedną z najważniejszych decyzji w swoim życiu, czyli kupują mieszkanie, biorą kredyt na kilkadziesiąt lat, wydają pieniądze, które są zazwyczaj większe niż takie, którymi w ogóle dysponują, dotyczą one miejsca, w którym będą przez następne kilkanaście lub kilkadziesiąt lat mieszkać, wychowywać swoje dzieci, organizować się w określonym miejscu, dzielnicy, kontekście i sąsiedztwie, po prostu żyć – to zrozumiemy, że są to decyzje dla nich niezwykle ważne.

 

Biuro sprzedaży to przestrzeń, która jest manifestacją jakości dewelopera.

 

A zazwyczaj biura sprzedaży są organizowane gdzieś na terenie budowy, w warunkach stricte budowlanych, gdzie droga nie zawsze jest najczystsza. I tam ludzie wydają miliony. My zrozumieliśmy, że ten kontekst i ta cała sytuacja w ogóle do siebie nie przystają. Powaga chwili nie jest odzwierciedlona w warunkach, w których decyzja zapada.

Pomyśleliśmy, że trzeba dociągnąć rozwiązanie do takiego poziomu szacunku wobec klienta, w którym on będzie rozumiał, że to miejsce zostało stworzone dla jego wygody, komfortu, spokoju, żeby on w warunkach właściwych dla tak ważnej decyzji, podjął ją, mając świadomość tego, że deweloper o niego dba. Że miejsce, w którym mu coś oferuje, jest już manifestacją jakości i rozumienia, kto jest tutaj kim, i relacji opartej o szacunek wyrażony jakością rozwiązań, które się demonstruje. Bo to jest nic innego jak właśnie zademonstrowanie przez dewelopera jego stosunku do ludzi, którym coś proponuje. On tam ma szansę pokazać nie tylko makietę swojej inwestycji, ulotki i piękne zdjęcia na ekranie. Może też zaprezentować, w jaki sposób myśli o budowaniu, o tworzeniu przestrzeni, o jakości materiałów, o ich trwałości, o czystości i o wielu różnych aspektach, które wpływają na to, jak my w ogóle jako zespół zmysłów mamy nastawioną percepcję na ocenianie przez pryzmat tego, czy podejmujemy właściwą decyzję, powierzając swoje zaufanie firmie, która ma dla nas zbudować dom lub już nam go buduje.

Dlatego naszą odpowiedzią było zaproponowanie miejsca, które przeczyło dotychczasowym standardom, tworząc tę przestrzeń jako rodzaj manifestacji. I wydaje mi się to właściwym postępowaniem. Pomimo tego, że upłynęło już parę lat, uważam, że to była bardzo dobra decyzja. Myślę zresztą, że jest też właściwe powiedzieć w tym kontekście, że ta inwestycja zwróciła się dwa razy szybciej, niż było to planowane. Miało to więc też głęboko biznesowy sens.

Czyli design, oprócz tego, że robi wrażenie, także się opłaca?

Tak, takie przykłady pokazują, że nawet bardzo się opłaca, jeżeli jest robiony sensownie. Są zresztą dostępne pogłębione brytyjskie badania na ten temat, wykonane przez instytut powołany jeszcze przez Churchilla. Dzięki nim można zobaczyć, w jaki sposób przez odpowiednie sprofilowane algorytmy obliczano to, czy design traktowany jako element inwestycyjny, a nie kosztowy, jest opłacalny. Odpowiedzi są jednoznaczne.

 

Design traktowany jako element inwestycyjny, a nie kosztowy, jest opłacalny.

 

Myśli Pan, że z czasem projektowanie biur sprzedaży może stać się u nas normą, czy będą to ciągle wyjątki na mapie inwestycji deweloperskich?

To trochę utopijne założenie, że wszyscy będą postępowali według najwyższych standardów, bo nigdzie w świecie się to nie zdarza. Ludzie są tylko ludźmi, z całą rozciągłością ich charakterów i pomysłów. Ale myślę, że należy dążyć do tego, żeby te standardy jak najbardziej podwyższać i my staramy się to robić. Dlatego między innymi należymy do awangardy polskiego projektowania, bo mierzymy się z tematami w sposób fundamentalny i często zmieniający reguły gry na rynku, co już kilkukrotnie nam się udało. Mamy też świadomość przecierania szlaków i tak po prostu działamy. Ale czy stanie się to powszechną normą? Jeśli pokazuje się gdzieś na rynku, jak można to zrobić, dodatkowo wykazuje się, że są to działania sensowne i opłacalne, również biznesowo, to czemu nie miałoby się podjąć tego wyzwania? Być może to kosztowniejsze, ale to przecież nie jest kwestia kosztów, tylko bilansu. A jeśli bilans się zgadza i efekty biznesowe są lepsze niż się zakładało przy innym modelu, to myślę, że każdy biznesmen podejdzie do tego racjonalnie. Jeśli trzeba wydać więcej, ale można zarobić więcej, no to też jest to przecież kuszące.

 

Biuro sprzedaży PROFBUD - Robert Majkut Design

Biuro sprzedaży PROFBUD wg projektu Robert Majkut Design, fot. Szymon Polański

 

Czy design w przestrzeni komercyjnej w ogóle to dopiero zauważalny trend w Polsce czy już element strategii marketingowej firm?

Rynek projektowy rozrósł się nieprawdopodobnie, ale wiążą się z tym też pewne mankamenty. Jest bardzo dużo złego projektowania. Niezwykle wtórnego, albo trochę poniżej standardów. Warsztatowe minima nie są zachowywane, co może spowodować długofalowo pewną niechęć do projektantów, ponieważ spora część rynku należy do ludzi, którzy nie spełniają podstawowych wymagań warsztatowych w odpowiedzi na to, czego ludzie od nich oczekują. Ale jeśli się pracuje poniżej standardów ekonomicznych – mówię tutaj o cenie projektu – to nie można zaproponować niczego oryginalnego. Można tylko całymi fragmentami kopiować z innych rozwiązań. Dla mnie jest to rzecz absolutnie karygodna.

To jest pokłosie skali rynku. Gigantycznych potrzeb, pewnych ograniczeń, jeśli chodzi o możliwości wprowadzania innowacji, ale też niewygórowanych oczekiwań wobec biur projektowych, które nauczyły się sprytnie korzystać z pewnych modułów, które są klonowane w różnych konfiguracjach. I tak powstają biura, które mają te zielone ściany, kolorowe grafiki w salach konferencyjnych, kolorowe mebelki, strefy chilloutu i pracy grupowej itd. Nasz próg oczekiwań jest niestety zawieszony na takim poziomie oczywistości, że już wydaje się, że nie trzeba o nic pytać, ani badać, ani weryfikować, ani poszukać głęboko ukrytej tożsamości firmy, marki, pewnych kodów, które są z nią związane, do tego, żeby kształtować jej przestrzeń w trochę bardziej zindywidualizowany sposób. Jeżeli się spojrzy przez takie okulary na to, co się tworzy przez projektantów przestrzeni biurowych, to nagle się okazuje, że ten schemat jest niezależny od kultury firmy czy marki.

A przecież wiemy już teraz, że nie ma dwóch takich samych firm, dwóch takich samych kultur, że pewne funkcjonalności można powielać, ale nie można tego robić w sposób tak bliski sobie, bo to są zupełnie inne organizmy. Nie zawsze wszystkich można wtłoczyć w podobne rozwiązania. Ale to jest rodzaj refleksji opartej o szerszą perspektywę, którą my staramy się mieć i staramy się jej szukać. Mam głębokie przekonanie, że wskazywanie dobrych właściwych postaw zawsze znajduje właściwych odbiorców, a jeżeli pokazujemy, że takie kooperacje mają sens i przełamują niemożliwe, to wszyscy będą próbowali ciągnąć w górę. Przynajmniej taką mam nadzieję.

Wniosek, że ze świadomością potencjału, jaki ma w sobie projektowanie, nie jeszcze u nas tak do końca różowo...

To nie jest kwestia tego, czy jest różowo czy nie. Porównałbym to do rynku samochodowego. Mamy bardzo dużo dobrze zaprojektowanych samochodów. Nowoczesnych, wyposażonych we wszystkie możliwe udogodnienia i technologie, które czynią jazdę bezpieczną, wygodną, ekonomiczną, możliwie nieszkodliwą dla środowiska itd. Ale jeżeli spojrzymy na parkingi, na których stoi wiele samochodów, nagle się okazuje, że gdzieś zgubiliśmy po drodze ten spirit, który był jeszcze w latach 60-70. Kiedy samochody i ich design były przepełnione fantazją, były nasycone jakimś romantyzmem, którego w tej chwili brakuje. On jest tylko widoczny w tzw. supersamochodach, w autach sportowych. Natomiast te całkiem przeciętne, normalne, ale i nawet te luksusowe, ostatnio podlegają pewnej zależności, która czyni je niezwykle podobnymi do siebie. Bo optymalizacja ekonomiczna sprawia, że posiłkujemy się wspólnymi komponentami, które wymuszają na nich pewien rodzaj podobieństwa.

Kiedyś jak alfa romeo zrobiła minikabriolecik, albo nawet fiat czy ford, to one były rozpoznawalne na pierwszy rzut oka. Była pewna tożsamość wpisana w markę i wizerunek, pewien rodzaj fantazji, sznytu, to było nie do podrobienia. Ktokolwiek w tamtych czasach starałby się upodobnić do drugiego, zawsze byłby w drugiej linii i wskazywany jako ten, który za kimś goni. W tej chwili to wyrównanie zakresów w całej tej rozpiętości jakby nikogo nie dziwi, nikt niespecjalnie oczekuje czegoś więcej, i tym bardziej wszelkie przejawy oryginalności na tym polu są wyraźnie widoczne.

Ubolewam nad tym, że w naszej branży tej oryginalności nie poszukujemy, bo to sprawia, że wyglądamy właśnie jak ten parking pełny samochodów. Wiem, że czynniki, które o tym decydują, być może z punktu widzenia biznesu są racjonalne, ale z punktu widzenia myślenia w kategoriach jakości życia – to są rzeczy do spełnienia. A ludzie dziś oczekują czegoś więcej. Nie profilowania ekonomicznego, a bardziej wartościowego. Chcą od życia pewnej autentyczności, prawdy, kreatywnego, atrakcyjnego budowania doświadczeń, a nie myślenia w kategoriach optymalizacji biznesowej. Klientów obchodzi jakość ich życia, a nie biznes producentów. Zaczynają rozumieć, że życie jest cenną, unikalną – głównie przez pryzmat doświadczeń i tego, jak żyjemy – sytuacją, w której należy celebrować cokolwiek nas dotyka, cokolwiek nas spotyka. To jest bagażem naszych doświadczeń, których unikalność, konfiguracja i cykl, tworzą naszą własną historię. To zaczyna być dla ludzi cenne, a nie myślenie o tym, czy samochód jest ekonomiczny.

 

Klienci oczekują autentyczności, prawdy i atrakcyjnego budowania doświadczeń, a nie myślenia w kategoriach optymalizacji biznesowej.

 

Jaką wartość dodaną można zatem wnieść poprzez projektowanie do procesu sprzedaży?

Projektowanie jako dyscyplina bardzo się rozrosło. Teraz istnieje konieczność uwzględniania znacznie większej liczby czynników, które współtworzą proponowane przez nas rozwiązania jako bardziej komplementarne. To, że coraz bardziej koncentrujemy się na tym, żeby w sposób kompleksowy budować pozytywne doświadczenia, a nie tylko architekturę, sprawia, że musimy o tym myśleć znacznie szerzej.

Oznacza to, że myślimy o tym w kategoriach ścieżek, scenariuszy, pewnych modeli postępowania, które gdzieś przewidujemy w określonych przestrzeniach. Staramy się te scenariusze analizować, dopasowywać i wypełniać właściwymi odczuciami, myśląc o środkach wyrazu, które mamy do dyspozycji, znacznie szerzej niż tylko w kontekście wnętrz. Budujemy kompleksowe doświadczenia, nastroje i emocje. Staramy się angażować w nie wszystkie zmysły, do tego żeby wzmacniać pozytywne odczucia.

Czy nie jest to po części rodzaj manipulacji klientem?

Nie wiem, gdzie przebiega granica między dbałością o dobre samopoczucie klienta a jego zwodzeniem. Nigdy nie spotkałem się w swojej pracy z potrzebą stricte manipulacyjną, żeby wykorzystywać triki, by zbudować wrażenie inne lub postrzegane na granicy manipulacji. Nigdy nie miałem ani tego typu intencji, ani wniosków od klientów, żeby takie działania prowadzić. W projektach, które realizujemy, takich analiz nie ma. Nasze działania celują w autentyczność opartą na rzeczywiście manifestowanych wartościach. Jest w nich element prawdy i sympatii do człowieka, który dane miejsce odwiedza, wierząc w to, że on tę szczerość i autentyczność doceni.

To też wynika z oczekiwań pokoleniowych, które następują. Bardzo trudno jest pozyskać lojalność klientów i bardzo łatwo jest ją stracić. Więc autentyczność, uczciwość w komunikacji, rodzaj prawdy, która jest w tych manifestacjach, są postrzegane jako ewidentnie dodatnie, i to nawet jeżeli nie są do końca perfekcyjne, nie do końca kompletne. A autentyczność w świecie postprawdy, w jakim żyjemy, jest wartością niezwykle rzadką, a przez to bardzo cenną.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

 

Biuro sprzedaży PROFBUD - Robert Majkut Design

Biuro sprzedaży PROFBUD wg projektu Robert Majkut Design, fot. Szymon Polański

Dominika Studniak

Dominika Studniak - Od 2010 r. związana z portalem Nieruchomosci-online.pl. Realizuje projekty związane z administrowaniem portalami internetowymi i ich optymalizacją, copywritingiem i content marketingiem. Redaktor naczelna bloga Nieruchomosci-online.pl. Redaktor prowadząca e-magazynu „ESTATE”.

Magazyn „INMAG”

Marketing. Sprzedaż. Trendy.

Bezpłatny e-magazyn dedykowany marketerom rynku pierwotnego

Merytoryczne artykuły od ekspertów i praktyków branży deweloperskiej dotyczące promocji inwestycji, wzmacniania sprzedaży, skutecznych negocjacji i najnowszych trendów na rynku.

Pobierz za darmo

Dowiedz się więcej o magazynie „INMAG”

Zobacz także